Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Boisko na wodzie? Patrzyli na nas jak na wariatów

Konstrukcja pływającego boiska w Starych Jabłonkach jest już gotowa. Wszyscy teraz czekamy na inaugurację Mistrzostw Świata w siatkówce plażowej, a na korcie na wodzie będzie można oglądać mecze pokazowe. O pomyśle i niełatwych próbach realizacji niezwykłej inicjatywy rozmawiamy z samym pomysłodawcą, czyli Tomaszem Dowgiałło, dyrektorem MŚ.

Maciej Nowocień: Przyznam się, że sam nie wymyśliłbym czegoś takiego, jak boisko na wodzie…

Tomasz Dowgiałło, dyrektor MŚ: - Pomysł w mojej głowie zrodził się dokładnie 4 lata temu, kiedy byliśmy na mistrzostwach świata w Stavanger. Norwegowie podobny mecz pokazowy chcieli zorganizować na klifie, z których przecież słyną. To doskonała promocja walorów kraju. Wtedy właśnie pomyślałem, że może jeśli kiedyś to ja będę organizował mistrzostwa świata, to też musimy zrobić coś specjalnego. Organizację światowego czempionatu dostaliśmy, a skoro mieszkamy na Mazurach, czyli w Krainie Tysiąca Jezior, to dlaczego by nie zrobić meczu na wodzie? Pomysł „leżał” przez około trzy lata na półce, ale czas było go odgrzebać.

To nie była łatwa inicjatywa do realizacji...

- To prawda. Myśleliśmy o pontonach wojskowych, jednak to raczej by nie wypaliło. Dowiedzieliśmy się jednak o najnowszej technologii, czyli betonowych pomostach. Przyznam, że długo traktowałem to wszystko w kontekście marzenia, a naprawdę sporo głów musiało namęczyć się, jak znaleźć rozwiązanie w sprawie budowy, montażu słupków, band i wysypania piasku.

Sporo czasu spędziliście też na poszukiwaniu profesjonalnej firmy, która wykona pływające boisko.


- Fakt, nie było łatwo, a partnera znaleźliśmy w zasadzie przypadkiem. Jedna z firm budowała w Rynie marinę, a że to nasi znajomi, to zapytaliśmy ich o nasz pomysł. Udało się usiąść do stołu i o tym porozmawiać. Co prawda na początku patrzyli na nas jak na wariatów, ale potem naprawdę zapalili się do pomysłu. Nasi ludzie wciąż są na placu budowy, a w tej chwili próbujemy usypać piaszczyste boisko.

Kiedy będzie można już spróbować swoich sił na tym niezwykłym boisku?

- Koniec prac planujemy na najbliższy wtorek. Będziemy wtedy zatapiali kotwice, a każda z nich waży aż 4,5 tony. Będzie ich dziesięć, a wszystko po to, by konstrukcja była stabilna i żeby to boisko nie odpłynęło nam przez podmuchy wiatru (śmiech).

Kibice wciąż są ciekawi, kto będzie chodził po piłki, które wypadną poza arenę…

- To rzeczywiście najczęściej zadawane pytanie (śmiech). Spokojnie, mamy przygotowane 20 piłek i zdajemy sobie sprawę, że będą latały po całym jeziorze. Są jednak specjalne zastępy ratownicze, które będą podpływały po te piłki i wrzucały je z powrotem na boisko. Będziemy je wycierać, a woda przecież najnowszym piłkom Mikasy nie przeszkadza.

Czyli próżno będzie szukać piłek gdzieś nad brzegiem jeziora Szeląg Mały…

- Oj, nie byłbym taki pewien (śmiech). Jeśli któraś z piłek poleci gdzieś daleko i nie zdążymy jej złapać, to któryś z kibiców może się z takiego prezentu ucieszyć (śmiech).



Rozmawiał Maciej Nowocień